Keratynowe prostowanie włosów - moje doświadczenia




Prostowanie włosów było moją poranną udręką, tak jak zapewne wielu innych kobiet, a może również i mężczyzn. Miałam trudności, by rankiem wygospodarować na nie czas, utrzymać efekt prostowania przy moich podatnych na pogodę włosach, nie wspominając o ich o ciągłej pogarszającej się kondycji. Pewnego razu zapragnęłam krótkiej fryzury, nie osiągalnej dla mnie, ponieważ biorąc pod uwagę, jak moje włosy się puszą i falują, wyglądałabym co najmniej śmiesznie. Wtedy moja fryzjerka wyszła z propozycją keratynowego prostowania, które miało być rozwiązaniem wszystkich moich problemów z uczesaniem. Jak wyszło? Zacznijmy od  początku.

Nie wiem, jak u was ale ja jestem przyzwyczajona do tego, że u fryzjera spędzam przynajmniej cały ranek i początek popołudnia. I na to musicie się właśnie przygotować, decydując się na zrobienie tego zabiegu, bo jest dosyć czasochłonny.

Na początku zaczyna się rutynowo, jak to u fryzjera. Później na włosy nakłada się keratynę, następnie  czekamy i czekamy.. Jeśli fryzjerka nie jest gadatliwa (wątpię by było to możliwe), zalecam zabrać ze sobą jakieś czytadło. Sama keratyna w momencie nakładania jej na włosy ma oryginalny, lekko słodkawy ale przyjemny zapach. Same włosy ładnie nie wyglądają - sprawiają wrażenie przetłuszczonych. Spędziłam tak jakieś dwie godziny. Potem zaczyna się najmniej przyjemna część.

Substancja nie jest spłukiwana a utrwalana ciepłym strumieniem powietrza suszarki, a wtedy robi się nieprzyjemnie. Keratyna unosi się wszędzie. Wbrew temu, co mówiła moja fryzjerka nie jest to najbardziej uciążliwe dla oczu, bo można je po prostu zamknąć. Za to spore trudności sprawiało mi oddychanie. Bez obaw, nie dusiłam się, ale suszona keratyna zamienia się okropny pył, który drażni drogi oddechowe. A wytrzymać trzeba tak dość długo, ponieważ włosy bardzo trudno jest wysuszyć. Jeśli jednak to przetrwacie, potem jest już z górki. Suche włosy porządnie się prostuje i gotowe.

Po zabiegu keratynowym nie mogłam myć włosów ponad 70 godzin, czytałam jednak w Internecie, że zwykle zaleca się niemycie przez 48 godzin. Tutaj proponuję po prostu słuchać fryzjera. Potem zaleca się zmianę szampon, aby nie zniweczyć efektu. Najpopularniejszym wyborem jest Babydream z Rossmanna. Tani i łatwo dostępny. Z odżywkami i maskami jest podobnie. Moja fryzjerka pozwoliła mi jednak używać popularnego Kallosa, podobno się sprawdza. Ja postawiłam konkretnie na Kallos Color - podobno ma najlepszy skład.

Naszedł czas na najbardziej interesującą  część - efekty. U mnie, niestety, były marne. Moje włosy na keratynę w ogólne nie zareagowały, co było dla mojej fryzjerki bardzo zaskakujące, ponieważ mam włosy cienkie i rzadkie (nad czym ubolewam). Obecnie przymierzam się do poprawki, co trochę  mnie boli, ponieważ zabieg kosztował mnie 300 zł. Z drugiej jednak strony, jeśli nic z tym nie zrobię, będą to pieniądze wyrzucone w błoto, dlatego też nie zamierzam zrezygnować.

Włosy zaraz po pierwszym myciu, wysuszone suszarką, wciąż bardzo się plątały i potrzebowały prostowania

Czy polecam? Trudno orzec,  nie zachęcam, nie odradzam. Powodzenie keratynowego prostowania zależne jest od włosów. Na to nic nie zdołamy poradzić. Jeśli wasze włosy są bardziej podatne, macie większe szanse, że się uda. W innym wypadku warto nastawić się na możliwość poprawki. Ale hej! Kiedy w końcu zabieg się powiedzie, jedyne co będę musiała robić, to myć i czesać włosy. Wydaje mi się to warte zachodu i pieniędzy.

A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Women in the city , Blogger